Każdemu czasem zdarza się dzień, który najchętniej spędziłby w łóżku. No, chyba że jest niemowlakiem... U niemowlaka często opcja łóżko zastępowana jest przez opcję rączki 😱 No i wszystko fajnie, tylko konia z rzędem temu, komu uda się to robić cały dzień, albo chodziaż pół dnia, no dobra, choćby godzinę 😉 Mnie się nie udawało.
Nie będę się tutaj rozpisywać na temat konieczności zaspokajania dziecięcej potrzeby kontaktu z drugim człowiekiem, a co za tym idzie przytulania i (uwaga!) noszenia. Chyba, że macie takie życzenie, napiszcie to w komentarzach, a ja postaram się spełnić tę prośbę 😊 W tym momencie napiszę tylko, że po głębszym zastanowieniu się, kilku artykułach i spotkaniach ze specjalistami doszłam do wniosku, że wizja podstępnego niemowlęcia knującego niecny plan podboju świata mnie nie przekonuje i postanowiłam, że jeśli Dzik ma się przyzwyczaić do noszenia i przytulania, to proszę bardzo! Czas biegnie tak szybko, że możliwe, że za kilka chwil stanie przede mną dojrzały przedszkolak, który wszelkie przytulaski będzie miał w nosie i jedyną ripostą na podejmowane próby publicznego kontaktu będą ripostowane Oj mamo! Dlatego korzystam, ile mogę. Ale ponieważ nie zawsze mogę fizycznie, to wspomagam się chustą.
Generalnie są dwa rodzaje społecznej reakcji na chustę 😉 Pierwsza to: Jezusie Nazarejski, zadusi dzieciaka!, a druga to: Źle dociągnięta chusta, pogłębiasz asymetrię, za mała dupowpadka! Także lekko nie ma, ale zdaję sobie sprawę, że zarówno pierwsza, jak i druga reakcja wynika tylko i wyłącznie z troski 😊 Z góry zaznaczam też, że nie jestem zadnym chustoświrem. Chusta to dla mnie narzędzie, nie styl bycia. Mam w domu jedną i jeśli akurat pasuje mi do stroju, to jest to raczej wypadkowa wielu zbierzności niż celowy zabieg 😉
Nie będę się tutaj rozpisywać nad zaletami chusty, jeśli macie ochotę zgłębić temat, to zapraszam TUTAJ, TUTAJ i TU. Ja mogę jedynie podać kilka argumentów, które trafiły do mnie:
👍 wolne ręce, czyli można przytulać i jednocześnie jeść (tylko uwaga, żeby nie pobrudzić dziecka 😜), sprzątać, gotować, spacerować, wyjść z psem, czytać i co tam jeszcze
👍 można motać się od pierwszych dni nie czekając aż dziecko usiądzie (jak to jest w przypadku nosidła)
👍 zdrowsze plecy, czyli (pod warunkiem prawidłowego zamotania) mniej bolące plecy i odciążony kręgosłup
👍 zapobieganie kolkom, gazom i innym takim (to dzięki pozycji, w jakiej nosi się zamotane dziecko)
👍 bliskość i spokój, czyli dziecko jest blisko rodzica, słyszy i czuje bicie jego serca i dzięki temu czuje się bezpiecznie, a co za tym idzie jest spokojniejsze i mniej płacze 😊
Oczywiście wszystko to pod warunkiem odpowiedniego i poprawnego zamotania się. Sama nigdy nie motałam się przy pomocy youtuba czy filmików instruktażowych. Zamiast tego wolałam umówić się na konsultację z certyfikowanym doradcą, który nie wyjdzie z mojego domu bez upewnienia się, że umiem to zrobić dobrze 😊 Przy okazji pomoże też w doborze chusty i odpowiedniego wiązania.
Tak naprawdę chusta według mnie ma tylko jeden mankament. Nasza chusta to bawełniana chusta tkana o splocie skośno-krzyżowym. Co prawda producent zapewnia, że do jej farbowania nie używa sztucznych barwników i w ogóle nie sposób znaleźć w niej jakiekolwiek szkodliwe substancje. Mimo wszystko chusta jest dość gruba i przy kontakcie ze skóra trochę ją podrażnia. W tym miejscu u Atopika pojawia się zaczerwienienie, które na szczęście szybko znika. Dlatego przy większych upałach zrezygnowaliśmy z chustowania. Z resztą raczej nie należymy do osób, które całe dnie spędzają zachustowane 😉 Nie chustujemy się codziennie (choć bywają i takie okresy), a jeśli już to nie dłużej niż na dwie godziny 😊
Nawet biorąc pod uwagę to delikatne podrażnienie skóry, chusta wydaje mi się być niezastąpiona w pewnych sytuacjach. Mało kto ma chyba tyle sił w sobie, żeby nosić dziecko kilka godzin, bo akurat odreagowuje szczepienie, nieprzespaną noc, albo po prostu ma dzień marudy. A w tym przypadku chusta jest niezastąpiona 😊
Również używaliśmy chusty - jak dla mnie rewelacja, dzięki niej odbyliśmy wiele spacerów w miejscach, gdzie wózek nie dałby rady (akurat mieszkamy w terenie wybitnie niewózkowym;). Teraz przestawiliśmy się na nosidło ze względów praktycznych - łatwiej z niego wyjąć dziecko podczas wędrówki w górach. Z przyjemnością wspominam jednak chustowe przytulanko :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie się waham między nauką plecaka, a zakupem nosidła, choć póki co wybór ułatwia sam Dzik, który jeszcze nie siedzi ;) A na jakie nosidło się zdecydowałaś?
UsuńTeraz mamy turystyczne neverland (mały ma 16 miesięcy). Ale po drodze było jeszcze ergonomiczne babybjorn - drugi raz bym wybrała jakieś inne ergonomiczne. Niby to było fajne, na pewno wygodne, nóżki szeroko. Ale widziałam, ze w innych ergonomicznych bywają jeszcze bardziej "na żabkę".
UsuńZe wszystkich możliwych nosideł Babybjorn to akurat, obok Stokke, jeden z mniej trafnych wyborów w relacji cena-jakość. Bliżej mu do wisiadła, niestety. Warto wybrać miękkie do takiego zwykłego noszenia :-)
UsuńBabybjorn ma różne modele, jedne to rzeczywiście wisiadła, inne nie. Następnym razem wybrałabym inne :)
UsuńNosidła nosidłom nie równe, dlatego jeśli się na nie zdecydujemy to model wybierzemy pewnie w oparciu o opinię doradcy noszenia �� Póki co chyba jednak wrzucimy Dzika na plecy ��
UsuńChusta już nie raz nas uratowała w przypadku gdy synek ma dzień, ze chce być tylko na rękach i każda zmiana pozycji jest przez niego głośno oprotestowana;) no i spacery w chuście to komfort bo można wziąć też czworonoga;)
OdpowiedzUsuń