No bo jak to tak, że dziecko w wieku Dzika nie siada, nie siedzi, nie chodzi, nie macha łapką na pożegnanie i nie pokazuje, gdzie jest kotek w książeczce o zagubionym kotku??? 😓 I już do nas frunie skierowanie do poradni rehabilitacyjnej sztuk jeden i komplecik najpotrzebniejszych badań.
Więc stoję tak i patrzę na to swoje dziecię i myślę, gdzież tu popełniliśmy błąd...? I od razu pojawia się mnóstwo pomysłów: że noszenie (w sensie, że na rękach i że przodem do siebie i do świata i pewnie źle w chuście też), że bujaczek-leżaczek aka Zło Wcielone Najgosze, ale jak bez niego przetrwać i bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym pozostać? W końcu to dzięki niemu można spokojnie i bez stresu o dziecko umyć uszy, zęby i futerko, ugotować obiad, czy kawę zaparzyć. W końcu, że na boku kładziony od małego... i cóż z tego, że tak łatwo mu było zasnąć? I jeszcze większe cóż, że na zmianę na tym boku, teraz mamy za swoje. Że za mało na brzuszku, to z pewnością! Trzeba było nauczyć spać na brzuszku! A nie, sorry na brzuszku nie, bo to grozi śmiercią łóżeczkową! Ale na pewno więcej trzeba było na brzuszku kłaść! Że nie-BLW karmiony, tylko, o zgrozo!, łyżeczką! I... (nowoczesne matki możecie zamknąć oczy) paćką! I tyle czasu w podróżach, w tym foteliku ciągle... Jak żyć?! Zepsuliśmy dziecko, jak nic...
Prawdopodobnie popełniliśmy jakieś błędy. Coś zrobiliśmy, a czegoś nie. Więc raczej z pewnością popełniliśmy błędy, ale któż ich nie popełnia? Kontrola u lekarza na chwilę wywołała u mnie chęć do samobiczowania, na szczęście jakiś skrzat, który stoi w mojej głowie na straży zdrowia psychicznego, od razu udał się w czeluście pamięci i przywołał słowa Gill Rapley, które wyczytałam kiedyś u Hafiji, a które mówą o tym, że takie umartwianie nie przynosi wiele korzyści, bowiem każdy z nas jest najlepszym rodzicem, jakim w danym momencie może być. W końcu celowo nie psujemy naszych dzieci 😉 A jeśli już zdamy sobie sprawę z popełnionych błędów (o ile ich sobie nie wkręcamy) możemy spróbować je naprawić 😊
No i ładnie to tak psuć dziecko? ;) Ciekawe ile my mamy na sumieniu :P Bardzo, ale to bardzo, podoba mi się podsumowanie. Uff, czyli jest dla nas nadzieja... :D
OdpowiedzUsuńA to dopiero początek ;) Ale kto nigdy nie podniósł dziecka pod paszki, niech pierwszy rzuci kamień ;)
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że tylko moje "cofnięte rozwojowo" nie robi tego co każdy inny dzieć już winien potrafić 😂
OdpowiedzUsuńBo na pewno pod paszki podnosiliście :D P.S. Dzik od 20 minut bawi się moim etui od telefonu ;) Patolodży macz?
Usuń