niedziela, 11 grudnia 2016

CZYTAJ SKŁAD !

Niedawno na swoim Instagramie napisałam o moim kosmetycznym rozczarowaniu tego roku. Dlaczego rozczarowaniu, ano dlatego, że odkąd zaczęłam się interesować składem kosmetyków, okazało się, że firma, w której produkty się zaopatrywałam składowo jest jedną z najsłabszych... 😟 Oczywiście w tej cenie nie ma się co spodziewać cudów. Chociaż niektóre firmy pokazują, że jednak można. 


Nie doszłam jeszcze do momentu, w którym samodzielnie kręcę swój krem czy dezodorant, jednak jest to etap, w którym od kosmetyku oczekuję trochę więcej niż ładnego wyglądu i zapewnień producenta, o jego wspaniałym działaniu. 

Najważniejsze to przeczytać skład. Ale nie chodzi mi o piękną litanię cudownych składników i obietnic producenta, a tzw. skład w nazewnictwie INCI czyli listę składników, które były użyte do produkcji danego preparatu. Składniki są tutaj sklasyfikowane pod względem ilości, czyli to, co występuje na początku składu w produkcie znajduje się w największej ilości czy stężeniu. Wadą takiej klasyfikacji jest to, że substancje występują tutaj pod nazwą zgodnie z europejską nomenklaturą, ale po przejrzeniu kilku artykułów dotyczących substancji szkodliwych i niekorzystnie wpływających na nasze ciało będziemy w stanie zapamiętać te najważniejsze lub te, na których najbardziej nam zależy.

Żeby ułatwić życie zwykłemu zjadaczowi chleba, dziewczyny z PiggyPeg sporządziły listę substancji, których powinniśmy unikać w kosmetykach. Listę możecie znaleźć TU, pobrać ją sobie na telefon albo wydrukować i schować do portfela.

Jeśli chodzi o produkty przeznaczone specjalnie dla dzieci i dorosłych cierpiących na AZS to sytuacja wcale nie jest lepsza. Niestety, z tego, co wiem,  nie istnieją żadne regulacje, które jasno określają jakie substancje powinny zawierać kosmetyki przeznaczone dla skóry szczególnie wrażliwej i atopowej. Sama kiedyś jeszcze łudziłam się, że znaczek jednego z towarzystw medycznych jest gwarantem jakości produktu, ale... no cóż, okazuje się, że nie. Możecie o tym przeczytać TU.

Przy AZS najczęściej stosowane i hurtowo rekomendowane, nawet przez lekarzy, są emolienty. Kosmetyki do pielęgnacji ciała, które zawierają w sobie tytułowe emolienty, czyli substancje natłuszczające i zapobiegające wysuszaniu wrażliwej skóry. Problem polega na tym, że emolient emolientowi nie równy i niestety również cena nie jest tutaj wyznacznikiem jakości. Najczęstszym (bo chyba najtańszym) emolientem są pochodne ropy naftowej, czyli parafinum liquidum, microcristaline wax, petrolatum, ... . Kiedy wybierałam emolient dla Dzika zaczęłam analizować składy i kiedy dowiedziałam się, co kryje się za tak piękną nazwą trochę się przeraziłam, bo przecież kto chciałby wysmarować dziecko pochodną ropy naftowej czy olejem mineralnym (który Koledze Małżonkowi od razu skoajarzył się z olejem silnikowym!). A jednak. Nawet lekarze (w tym dermatolodzy!) polecają produkty, które w swoim składzie na samiuśkim początku zawierają którąś z tych substancji, jeśli nie wszystkie. Rzeczywiście, olej mineralny pozwala złagodzić objawy wznowy przy AZS, dobrze natłuszcza, chroni przed utratą wody i tworzy na skórze film ochronny. Jednak jesli myślimy o długotrwałym stosowaniu, to działanie oleju mineralnego nie będzie już tak cudowne, bowiem film ochronny powoduje, że dobroczynne substancje nie mają szans przeniknąć w głąb skóry, a pod filmem z kolei mogą namnażać się bakterie.

W kosmetykach dla atopików na pewno nie powinny znaleźć się detergenty (np. SLSy), PEGi (syntetyczne emulgatory) sztuczne aromaty i barwniki. Zastanawiam się nawet czy ta pachnąca gumą balonową fioletowa piana po sufit ma sprawiać frajdę dzieciom czy rodzicom? Pomijając już fakt, że kąpiel atopika powinna trwać jakieś 5-10 minut, a temperatura wody nie powinna być zbyt wysoka.



Wciąż jeszcze nie wiem, jak to jest z olejem sojowym. Niby soja to fajna roślinka i producenci coraz częściej dodają olej sojowy do kosmetyków. Jednak z drugiej strony to wciąż soja, ta sama najbardziej genetycznie zmodyfikowana soja, pełna hormonów, którą dodaje się do produktów spożywczych jako wypełniacz. Od mięsa po czekoladę 😟 Jeśli macie jakąś wiedzę na ten temat, podzielcie się nią w komentarzu lub wiadomości 😊 

Jeśli jeszcze nie znacie dziewczyn, które odwalają kawał dobrej roboty i rozkładają dla nas kosmetyki na czynniki pierwsze, to zapraszam do lektury:



Macie swoje hity i rozczarowania tego roku? Jeśli tak, koniecznie napiszcie o nich w komentarzach. Lubię poznawać i testować nowe marki 😊

8 komentarzy:

  1. Co do oleju sojowego - czy on czasem nie jest robiony z nasion soi? Bo jednak nasiona mają nieco inne właściwości niż rośliny, które z nich wyrastają. Przykładowo, orzechy włoskie są pyszne i zdrowe, a liście drzewa orzechowego trujące.

    Druga sprawa, to hormony w soi są fitohormonami. Trzeba by zjeść ciężarówkę tofu za jednym posiedzeniem, żeby to rzeczywiście szkodziło ;-) Cała Japonia soją stoi i jakoś żyją od stuleci :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co mi wiadomo to kwestia stosowania oleju sojowego przez np. kobiety w ciąży stoi wciąż pod znakiem zapytania.

      Usuń
  2. Od kiedy maluch zachorował również czytam wnikliwie skład. Początkowo ślepo wykonywałam porady lekarza, przez co stosowaliśmy emolienty. Na szczęście znajoma farmaceutka wybiła nam je z głowy ;) polecając zupełnie inne kosmetyki. Skończyło się to na totalnej rewolucji w łazience, zmiana dotyczyła mydła, szamponów, kremów, pasty do zębów, dezodorantu (choć tu od dawna stosowałam "zdrowy" tylko słabo niwelujący zapach, teraz znalazłam lepszy), płynu do prania i już nie wiem czego jeszcze :P Od tego czasu skończyły się problemy skórne dziecka i moje ;)
    Srokę i czytaj skład tez odwiedzam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nam nawet dermatolog polecał płyny z olejem mineralnym 😐 Podziel się proszę, jakego płynu do prania używacie?😊

      Usuń
    2. No właśnie nie umiem zrozumieć, dlaczego lekarze to polecają? Nasza lekarka pracuje z powołaniem, widać to na każdym kroku, ciągle się dokształca (nawet specjalnie z naszego powodu wzięła udział w szkoleniu), a też nam polecała emolienty z wizyty na wizytę. Co do płynu stosujemy biodegradowalny MPD http://480000166345.fbo.foreverliving.com/page/products/all-products/7-personal-care/307/pol/pl Jak i resztę kosmetyków z tej serii - były przebadane na uczelni w krakowie na specjalne zlecenie mojej znajomej, na obecność konserwantów - i mają je w znikomej ilości, tak że ich ewentualnie niekorzystne działanie i tak niweluje aloes. Tak więc się zdecydowaliśmy. Są dość drogie (u dystrybutora na Polskę taniej), ale wyjątkowo wydajne. Wcześniej stosowaliśmy jakieś dziecięce płyny i białego jelenia - byłam nawet zadowolona, ale ostatnio i o tym przeczytałam, że nie należy do najzdrowszych:( A Wy co używacie i jakie macie doświadczenia?

      Usuń
    3. My byliśmy prawie hurtowo zaopatrzeni w Bobini i też nie narzekam, ale już się kończy, więc szukam czegoś bardziej naturalnego i sprawdzonego 😉 A jak sobie radzi z odplamianiem? Dzięki za link, na pewno wezmę pod uwagę. Swoją drogą nam Pani Alergolog zaleciła pranie ręczne, ale dopóki kontrolujemy sytuację to wolę sobie nie dokładać obowiazkow 😉

      Usuń
    4. Miałam Bobini na początku, ale w pewnym momencie wydawało mi się, że było po nim gorzej. Ale to był taki okres, że trudno ustalić po czym tak naprawdę się pogarszało. Jeśli chodzi o odplamianie, to na razie nie zauważyłam odstępstw od normy czyli tego co byłam przyzwyczajona przy jeleniu. Rozlanego barszczu jeszcze nie przerabialiśmy, może w święta ;P

      Usuń
    5. Oby nie😉 Nie czarujmy się, płyny dla dzieci to nie mistrzostwo w odplamianiu, ale dobrze by było, żeby chociaż po zapraniu czy odmoczeniu ogarniały sytuację 😉

      Usuń